wtorek, 5 września 2017

Pan Mężalski



     Przyznaję, rzadko dzielę się z Wami moimi najzupełniej prywatnymi sprawami.  Taka przecież była idea prablogów, toteż do niej powrócę, do źródeł.

Kubcio,  Pączuś - tak pieszczotliwie nazywaliśmy tego rozkosznego dzieciaka, zaskakującego tak pytaniami jak i poważnymi sentencjami o życiu, które nie tylko nas bawiły, ale niezmiennie rozczulały.

     Z dzieciątka przepoczwarzył się w zadziornego nastolatka, a minęło parę dobrych lat, zanim okrzepł w swej prawdziwej dorosłości. Teraz dzieci, kobiety i zwierzęta wprost go uwielbiają, a on obdarza je szczerą wzajemnością.

                                                                                 



I przyszedł na niego czas. Rozsądnie odczekał parę lat w narzeczeństwie, by w tym czasie ukończyć dwa fakultety i ustabilizować swoją sytuację tak zawodową jak i materialną.

     Szkoda, że jego ojciec, w swoim czasie, nie był tak świetnie zorganizowany i poukładany! Wcale nie ubolewam nad tym, że nie jest moim lustrzanym odbiciem, bo patrząc na to szerzej, ontologicznie, przy takiej opcji, do dziś nie zeszlibyśmy z drzew.

     Zatem odpowiednie podpisy zostały złożone, a obrączki założone na serdeczne palce.


                                                                       


Moje ostatnie słowo zawarłem w mowie weselnej:

„(…) Kubusiu, jesteś prawdziwym dzieckiem szczęścia! Nie dość, że ożeniłeś się z prześliczną, dobrą i czułą kobietą, to jeszcze los obdarzył Cię wspaniałą i niesamowitą… teściową. Toż to ósmy cud świata!!!

     Sandro, od dziś masz świetnego męża. Doskonale zorganizowanego, rzutkiego, a przy tym delikatnego, czułego i odpowiedzialnego. Racja, że bywa nieraz nadopiekuńczy i być może upierdliwy, ale to tylko tzw. dobrodziejstwo inwentarza. Od Ciebie przecież też dużo zależy, abyś umiała, w razie potrzeby tak nad nim zapanować, aby on zapanował nad sobą. Zostaw mu też w ewentualnych potyczkach ostatnie słowo. Przynajmniej po to, aby mógł cię prosić o przebaczenie…”

                                                          

Nie uniknąłem przy tym nostalgicznych wspomnień sprzed dwudziestu dziewięciu lat:


                                                                                    

Na koniec wypada Wam życzyć, Kubusiu i Sandro, że nie tylko pobraliście się, ale i dobrali!

A mnie z kolei trzeba tylko cierpliwie czekać na kolejne… świadome dziadostwo!